2015/06/26

c'est la vie, mes amis!


I stało się! Skończyłam studia i czuję się tak jakbym skończyła trzyletni, poważny związek. Związek, który miał swoje lepsze i gorsze dni a w konsekwencji okazał się jedną z lepszych rzeczy jaka mnie w życiu spotkała. Oficjalnie jestem licencjatem filologii romańskiej (tak, to francuski, a nie rumuński czy tam włoski)! 

Może dlatego pomimo wielkiej radości jest mi po prostu smutno. To niezaprzeczalnie były trzy najlepsze lata mojego życia. Trzy lata, które mnie zmieniły i które wskazały drogę, więc trudno pożegnać się z tym tak w kilka godzin i zacząć od nowa. Bo prawdą jest fakt, że do Torunia na studia nie wrócę. Z przyczyn dwóch ale za to dwóch najbardziej irytujących. Aczkolwiek sentyment do tego miejsca pozostanie i myślę, że już zawsze będzie w czołówce tych, które kojarzą mi się tylko z dobrymi rzeczami (chociaż na palcach u rąk i stóp wyliczyłabym te złe). 

Pominąwszy jednak moje sentymentalne rozważania i to jak wielce smutno mi w tym momencie (zapewne dzięki cudownemu działaniu wina), wypadałoby napisać po co właściwie powstał ten blog. Nie jestem fanką internetowych pamiętników. W sumie to żadnych pamiętników, ale jako że już niebawem rozpoczynam największą przygodę swojego życia to - wysłuchawszy rad kilku i pozazdrościwszy innym - postanowiłam wykazać się nie lada szaleństwem i stworzyć miejsce dla swych przyszłych lamentów.

W sierpniu, uściślając na koniec sierpnia, zostanę pełnoetatową au pair (dla niewtajemniczonych - opiekunką 2 chłopców w wieku 3 i 6 lat, a wiadomości kim jest właściwie au pair kryją się w Internecie) i zamieszkam we Francji! Była to decyzja przemyślana, która dojrzewała przez pół roku i która stała się powodem kilku nieprzespanych nocy. Nie będę ukrywać, że nie jestem fanką dzieci. Nie lubię zawierać zbyt wielu nowych znajomości i wybierając między szaloną imprezą a swoim laptopem, to zdecydowanie wybrałabym to drugie. Jednakże, chcąc zrealizować swoje marzenia i osiągnąć to, na co cholernie trudno pracowałam, nie mogę tylko opierać swojego życia na tym co przyjemne i fajne. Nie twierdzę również, że bycie au pair jest dla mnie czymś nieprzyjemnym, bo prawdę mówiąc cieszę się, że to zrobiłam. To seria nowych możliwości. Szansa, by poznać lepiej siebie, nauczyć się tysiąca nowych rzeczy i poznać nową kulturę. Tak jak każdy normalny człowiek - boję się. Zdarza mi się leżeć i panikować, by po chwili wrócić do swoich postanowień i krok po kroku je realizować. 

W konsekwencji więc będzie do dziennik au pair, który zapewne nie przetrwa zbyt długo. Pisanie pamiętników nie leży w mojej naturze i kiedy miną pierwsze emocje, będę zjawiać się tu od święta albo tylko dodawać zdjęcia, żeby słuch o mnie nie zaginął. Ach, zapomniałabym! Zdjęcie w nagłówku prezentuje moje przyszłe miejsce zamieszkania - Nantes! Nowa rodzina (jakby nie patrzeć, to oni staną się moją rodziną na cały rok), nowa szkoła (owszem, językowa, nad poprawnością też trzeba pracować), nowi ludzie (choć będzie tam jedna znana osoba ze studiów) i całe mnóstwo przygód (pewnie lepszych i gorszych). 

Zapowiada się więc intrygująco i gdy tylko odpocznę, pozbędę się uporczywego uczucia utraty wszystkiego, co mam i zakończę etap godzenia się z tym, rozpocznę blogowanie na poziomie przyszłej au pair. Może wtedy wyrażę w końcu to, co chciałam wyrazić tutaj (a planowałam ten post dobry tydzień!) i ci którzy mnie nie znają to w końcu zaznają tego zaszczytu a ci którzy znają, pośmieją się, rozważając zbiórkę pieniędzy na wizytę u psychologa. Tak czy inaczej, miło mi, że się tu pojawiliście i mam nadzieję, że w nieodległej przyszłości podzielę się z wami radosnymi nowinami! Póki co pakuję walizki i przygotowuję się mentalnie do jutrzejszej wyprowadzki


Tymczasem, 
do zobaczenia!