2015/07/09

morceau de gâteau!


Siedzę. A raczej leżę. W tle nowa płyta Bandona F. i tak rozmyślam nad tym, co będzie za dwa miesiące i jak długo będę stękać w swoją francuską poduszkę. W  Anglii zajęło mi to trzy dni a potem poszłam do pracy i nie miałam czasu, by użalać się nad swoim marnym losem. Pomimo wszystko w Nantes wolałabym jednak mieć więcej wolności. Ale przecież będzie rewelacyjnie. Bardzo rewelacyjnie! <ironia off> Dobra, zaczynam panikować, a zbliżający się termin wcale nie pomaga. 

Co do przygotowań: mam bilet, mam prawie wszystkie prezenty i dogadaną resztę spraw z rodziną. Radość. Szaleństwo. Nieokiełznanie. Co cieszy mnie wyjątkowo bardzo to fakt, iż sama host mama napisała mi, że odbiorą mnie z dworca i nie ma problemu, jeżeli autobus trochę się spóźni (swoją drogą czy bierze pod uwagę to, że mogą to być 3h?). Tak czy inaczej, mieszkają 10 minut od dworca, więc w konsekwencji będę mogła na nich poczekać. A co mi tam, raz się żyje!

Chłopcy w tym momencie wypoczywają na plaży, a więc jak dobrze kombinuję, za rok będę wylegiwać się tam z nimi. Dwa tygodnie. Nad morzem. Tyle wygrać! Pozostaje mi tylko nauczyć się pływać i morze śródziemnomorskie stoi przede mną całą swą wspaniałością (albo jakieś inne morze, kto tam wie, gdzie ci Francuzi lubią spędzać czas). 

A ja leżę, czytam, kłócę się z rodziną i napawam swoją wolnością. To moje pierwsze od trzech lat tak leniwe wakacje. Już chyba zapomniałam jak to jest nic tak naprawdę nie robić i narzekać na pogodę. Zbieram się do oglądania  francuskiej wersji Ugotowanych ale moja rodzina skutecznie mnie przed tym powstrzymuje. Jednego dnia jestem uzależniona od laptopa a drugiego od alkoholu. I jak tu żyć? 

Przechodząc do ostatniej części tego wypasionego postu, mam prezenty dla swojej przyszłej host family (tudzież famille d'accueil tak z francuska)! Wprawdzie jeszcze nie pełen komplet, ale i tak jestem dumna z tego jak daleko zaszłam w swoich przygotowaniach. A nie była to łatwa rzecz. Czytałam wpis za wpisem, przechadzałam się po blogach au pair i posłuchałam kilku rad, by w konsekwencji zdecydować się na album o Toruniu dla rodziców (niestety w wersji angielskiej, ale na całe szczęście - jak nie Francuzi - moi hości angielski znają i o dziwo używają), kredki i malowanki dużego formatu dla chłopców. Wszystko oczywiście zachowane w duchu czysto polskim, tak by pokazać im nieco swojej kultury. Zdjęcia poniżej przedstawiają te niesłychane skarby, które - jak mam nadzieję - nie znajdą się w koszu. Pierwsza kolorowanka przedstawia Polskę wraz z jej głównymi miastami i zabytkami, druga z kolei farmę (taki wiejski akcent, by pokazać, gdzie spędziłam niemal całe swoje dotychczasowe życie) a kredki jak kredki. Pewnie i tak mają ich pełne szuflady, ale gdyby jednak moje założenia okazały się mylne, to będę (wprawdzie chłopcy też, więc będziemy) zabezpieczona/eni. Wciąż poluję na coś dla 3letniego E. i nie jest łatwo. I swoją drogą dzisiejsze dzieci w niczym nie przypominają już tych dzieci, z którymi się wychowywałam, więc może jakieś akcesorium do przechowania tableta? 



crayons de couleur

album de Torun

coloriages

W planach mam jeszcze zakup alkoholu dla rodziców i maskotek dla chłopców. Jak tylko je kupię, podzielę się zdjęciami, w końcu coś muszę tutaj publikować. 

tymczasem,

do zobaczenia!
M.