2015/12/30

Bonne Année !



Gdybym miała wyrazić swoje natchnienie w liczbie byłoby to zero. Idealna cyfra na podsumowanie minionego roku. Nie wiem czy to z powodu mojego stanu zdrowia czy z powodu lenistwa czy może dobrobytu jaki mnie tu spotkał. Fakt jest jednak taki, że nie mam na nic ochoty. Jak się okazuje to nawet nie mam ochoty na powrót. Jak żyć?

Od początku: nie wiem czy tęsknię za Francją. W końcu nawet nie zdążyłam się zadomowić, by cokolwiek na ten temat powiedzieć. Lubię spokój w swoim życiu i otrzymuję go w Polsce. A przynajmniej jakąś jego część. We Francji nie znam znaczenia słowa spokój. A nawet jeżeli chcę go osiągnąć to okazuje się, że to nieosiągalne. Dlatego chyba boli mnie brzuch. Jak się człowiek do czegoś przyzwyczai to trudno, by nagle wszystko zmienić, że tak filozoficznie zarzucę. 

Dwa tygodnie to naprawdę nic. Jak pstryknięcie. Nie żebym znacznie cierpiała z powodu wyjazdu, ale nie powiem, że cieszy mi się twarz. Chociaż kto lubi koniec urlopu? Tak właśnie myślałam. Chociaż chyba bardziej niedobrze mi na myśl o samej podróży. Przyjazd do Polski był katastrofą. Z przykrością odmówię sobie tej przyjemności opowiadania o tym. Jestem w trakcie poszukiwań innych środków transportu, ale Francja to cholerny wyciskacz kasy, więc albo zbankrutuję albo zdechnę w autobusie. Co kto woli. 

Ciężkie czasy. 



Na dodatek, gdyby brakowało mi powodów do narzekań to nadal jestem chora. Od miesiąca boli mnie gardło na zmianę z plecami i głową. Wczoraj dowiedziałam się też, że mam anemię (po dwóch latach moja koleżanka znowu się pojawiła) i być może problemy z sercem. Gdybym była nieszczęśliwie zakochana, mogłabym powiedzieć, że mam złamane serce, ale tak to już nie wiem czy mogę się z tego naśmiewać. 

Jednakowoż przybyłam tu w innym celu. Zrobię to, co robi każdy szanujący się bloger: podsumuję miniony rok. Albo postaram się to zrobić, bo jestem słaba w streszczeniach i podsumowaniach. Niestety chaos w moim umyśle nie pozwala mi na skonkretyzowane swoich myśli. Będzie więc pewnie tak jak zawsze: lekki bałagan zakończony puentą z (uwaga brzydkie słowo) dupy. 

Rok 2015 był dziwnym rokiem. Zdobyłam tytuł licencjata, wcześniej napisałam pracę, dostałam piątkę, spędziłam wakacje w domu, wyjechałam do Francji, poznałam trochę ludzi i właściwie to tyle. Brzmi trochę nudnawo i uważam, że w gruncie rzeczy tak trochę jest. Myślę o ludziach, którzy dokonali tego co niemożliwe, o ludziach, którzy ukończyli jakieś egzotyczne wyprawy lub zrobili coś wspaniałego dla innych i dla siebie. Przy tym wypadam blado. Jednak nie można wymagać od wszystkich, że będą niezwykli. Dla mnie ten rok był w pewien sposób ważny i koniec końców bardzo dobry. 



Czy ja naprawdę jestem typowym Polakiem-malkontentem? Nawet jak mam dużo to chcę więcej. Nadeszła więc chyba pora, by zacząć wymagać więcej od samej siebie, bo inaczej daleko nie zajadę. Nie powinnam narzekać i właściwie tego nie robię. To tylko jakieś smętne miauczenie, bo jestem za bardzo rozleniwiona. Może gdybym poprawiła swoje podejście do życia, to nagle zauważyłabym jak cudownie i wspaniale bywa moje życie? Prędzej skończyłabym w szpitalu psychiatrycznym niż podjęła się takiego wyzwana. Zmiany ale umiarkowane. W końcu nie jestem jakaś szalona czy coś. 
W konsekwencji to, co chciałam napisać, to właśnie to, że ten rok był dobrym rokiem. Pełnym nowych rzeczy aczkolwiek nie żegnam go ze smutkiem. Właściwie żadnego roku nie żegnam z jakimś wielkim sentymentem, bo ważne jest to, co nadejdzie a nie to co było. Pewnie, że może niektóre rzeczy chciałabym zmienić, ale siedzenie i biadulenie nie cofnie mi czasu ani decyzji. Właściwie cieszę się z tego, co mam. Nawet jeżeli często narzekam. Ostatnie lata były dla mnie bardzo ważne i wiele zmieniły, chciałabym tylko by ta passa jakoś się utrzymała. Jestem nawet w stanie porzucić te trywialne, normalne sprawy na rzecz tej stabilizacji. W konsekwencji to byłoby naprawdę cudowne. 

Przechodząc do samych postanowień to chciałam powiedzieć, że ich nie robię. Chyba od jakiś czterech albo pięciu lat. Nie ma sensu przyrzekanie sobie, że coś zrobię skoro wiem, że słowa nic nie zmienią. Jak każdy normalny człowiek mam plany na 2016, ale nie wiem, co z tego wyjdzie. I nawet nie mam ochoty ich ujawniać. Właściwie to mam dziwnie obojętne podejście. Aż jestem w szoku. Może znowu w moim życiu zagości przypadek i w jednej sekundzie na coś się zdecyduje, a w kolejnej już to zrobię i będzie pozamiatane. Rok temu nawet przez myśl mi nie przeszło, że zostanę au pair. No dobra, może przez chwilę, ale to było tak odległe i nierealne, że sobie odpuściłam. Po co więc będę tu pieprzyć bzdety skoro za rok może się okazać, że wszystkie moje plany/marzenia/postanowienia poszły na prostytutki? 

Jedyne co chciałam tylko postanowić to:
1. Wrzucę na luz

Myślę, że jest mi to potrzebne. Chociaż nie pokładam wielkich nadziei w tym postanowieniu. Mówię to sobie pierwszy raz (bo wydawało mi się, że mam wrzucone na luz od zawsze – cóż, media kłamią) i liczę, że sobie tym mogę. Pewne sprawy trzeba zwyczajnie odpuścić, bo inaczej wrzody żołądka w wieku dwudziestu trzech lat i koniec kariery. 



Nie będę powielać błędu wielu ludzi i mruczeć o porzuceniu nałogu (nie żebym była wielkim nałogowcem, ale pewna dawka nikotyny od czasu do czasu jest mi niezbędna i jakoś z tym żyję) ani o dietach ani o poprawie relacji z ludźmi ani o zmianie przyzwyczajeń ani o rozpoczęciu uprawiania sportu. Nie lubię oszukiwać samej siebie. Ważne, że umiem dobrze oszukiwać innych, to mi w zupełności wystarczy. 

Cholernie trudno podsumowywać swoje życie. Jestem fanką robienia list, ale oszczędzę sobie tej przyjemności. Kończę 2015 z pewnym sentymentem i być może zadowoleniem, choć nie z dumną ani łzami w oczach. Właściwie uważam samego sylwestra za rzecz niezwykle głupią, ale skoro już jest to cóż, skorzystam z dnia wolnego, bo tak wypada. 

Nie wiem, co mogłabym jeszcze wymyśleć. Ani nie mam humoru na rozwijanie swoich myśli ani też na zagłębianie się w swoje życie. Ostatecznie dochodzę do wniosku, że miał być to blog o byciu au pair, a wychodzi na to, że nieustannie walę prywatą. Może poprawię się w przyszłym roku, ale wątpię. Zwyczajnie jestem egocentrykiem, o, pojechałam sobie. 

W nowym roku życzę Wam, tym wszystkim, którzy odnajdują motywację, by tu zajrzeć i zapłakać, by ten rok był zwyczajnie nadzwyczajny, bo wszystko inne albo jest nieprawdziwe albo nie ma znaczenia. 




Do usłyszenia już z Francji,

M.

2015/12/18

vive le vent !




mam za sobą dziwny dzień. powiedziałabym, że równie dziwne życie, ale po co dramatyzować. miałam więc dziwny dzień i chyba nigdy nie odpłacę się S. za to, że mi pomógł. bardzo nieświadomie, ale akurat dzisiaj jestem zadowlona z jego wcześniejszego powrotu. Stefan król!

może kiedyś przygotuję post o najdurniejszych dniach jakie przeżyłam we Francji. czuję, że podbiłabym internety. 

przechodząc do meritum: jutro wracam do Polski. TAK. wracam do Polski! na dwa tygodnie, żeby nie było niedomówień. i teraz ta najdziwniejsza część. trzy tygodnie temu bardzo ubolewałam nad tym, że tęsknię, chcę wrócić na trochę etc. teraz, kiedy spędziłam godzinę w tramwaju, słuchając bardzo dobrej francuskiej muzyki, doszłam do wniosku, że nie chcę wyjeżdżać i będę tęsknić za każdą częścią tego miasta.

teraz pora na wykreowanie wniosków (uwaga, nieładne słowa): jestem pojebana. 

dziękuję. jakoś mi ulżyło. 

nie wiem, co jest ze mną nie tak. nawet nie wiem, co jest na tak, więc sprawa się komplikuje. 

niektóre aspekty mojego życia tutaj sprawiają tak silne emocje, że ciężko mi się pożegnać nawet na te dwa tygodnie. niektóre aspekty zmuszają do wyjazdu, bo mogłabym oszaleć. tęsknię za polską, jednocześnie wiedząc, że będę tęsknić za Nantes.
i wówczas nawiedza mnie myśl: a co w lipcu? jak będzie w lipcu i potem?
oszalałam!

a tak z innej beczki, to ej, kiedy minęły te 4 miesiące? 



n'inquiétez vous! przybędę przed sylwestrem, co by jakoś podsumować rok i przygotować się na następny. 

Salut! A bientot! 

ej serio, tak po prawdzie to zauważyłam, że myślę po francusku od czasu do czasu. i to mnie przeraża, bo nie jestem jedną z tych osób, co wyjadą z domu na dwa miesiące i zapominają języka, ale serio, zapominam słów! <przerażenie> 

koniec świata, tyle powiem. 

do usłyszenia!

2015/12/01

c'est encore moi



Nie wpadłam tu z niczym konkretnym. Nie palnowałam tej notki, ale skoro zalogowałam się w końcu i poświęciłam czas, by odświeżyć szablon i wprowadzić atmosferę iście świąteczną to dobra, machnę kilka słów, żeby sobie ulżyć. 

Jutro G. ma urodziny, a ja swój setny (napiszę cyframi: 100) dzień. Chciałoby się powiedzieć, jak to szybko zleciało albo o, jak ten czas leci. Nie odczułam tego. Odczuwam tylko ból brzucha, bo nie brałam leków i chce mi się rzygać. Nie sądziłam również, że nadejdzie dzień, gdy będę chciała wrócić do Polski. Chociaż na chwilę, żeby pobyć ze samą sobą w otoczeniu, które znam od lat. I nie chodzi o to, że mi tu źle, bo jest lepiej i czasami nawet więcej, ale ja chyba zwyczajnie tęskię. O tak, napisałam to. Przyznałam się do tęsknoty! <chwila ciszy>

jednkowoż, zdałam sobie sprawę, że jestem w stanie zamieszkać tu na stałe, choć to nie czas na takie wybryki. 

Trochę za dużo tego naraz; jakieś piątkowe kolacje, sobotnie kawy, spotkania na kierszamach, chodzenie po sklepach, szkoła, dzieci, nauka - przez całe życie k. nie udzielałam się społecznie tak jak teraz. a kiedy z kolei zostaję w domu nie mam czasu, żeby kwinąć palcem. jestem tak lubianą osobą, że wszyscy chcą spędzać ze mną czas. <chwila ciszy>

ostatnio namiętnie zajmuje się szukaniem nowej fryzury. i znalazłam, ale ze swoimi kłakami nie wiem, czy osiągnę oczekiwany efekt. chociaż przyznam, że ostatnio stosują techniki, które pozwalają mi okiełznać ten rozgardiasz. i ostatnio usłyszałam, że mam piękne włosy. oh, sweet lord <chwila ciszy>


ach, nawiedził mnie jeszcze pech, ale to historia na całą noc. 

wnioski są takie:
1. mam wytrzymać trzy tygodnie. to niewiele.
2. muszę przestać wydawać pieniądze, tylko po to, żeby się pocieszyć. 
3. nie mogę być wiecznie zmęczona
4. muszę wziąć się w garść
5. zacząć odliczanie