Gdybym miała wyrazić swoje natchnienie w liczbie byłoby to zero. Idealna cyfra na podsumowanie minionego roku. Nie wiem czy to z powodu mojego stanu zdrowia czy z powodu lenistwa czy może dobrobytu jaki mnie tu spotkał. Fakt jest jednak taki, że nie mam na nic ochoty. Jak się okazuje to nawet nie mam ochoty na powrót. Jak żyć?
Od początku: nie wiem czy tęsknię za Francją. W końcu nawet nie zdążyłam się zadomowić, by cokolwiek na ten temat powiedzieć. Lubię spokój w swoim życiu i otrzymuję go w Polsce. A przynajmniej jakąś jego część. We Francji nie znam znaczenia słowa spokój. A nawet jeżeli chcę go osiągnąć to okazuje się, że to nieosiągalne. Dlatego chyba boli mnie brzuch. Jak się człowiek do czegoś przyzwyczai to trudno, by nagle wszystko zmienić, że tak filozoficznie zarzucę.
Dwa tygodnie to naprawdę nic. Jak pstryknięcie. Nie żebym znacznie cierpiała z powodu wyjazdu, ale nie powiem, że cieszy mi się twarz. Chociaż kto lubi koniec urlopu? Tak właśnie myślałam. Chociaż chyba bardziej niedobrze mi na myśl o samej podróży. Przyjazd do Polski był katastrofą. Z przykrością odmówię sobie tej przyjemności opowiadania o tym. Jestem w trakcie poszukiwań innych środków transportu, ale Francja to cholerny wyciskacz kasy, więc albo zbankrutuję albo zdechnę w autobusie. Co kto woli.
Ciężkie czasy.
Na dodatek, gdyby brakowało mi powodów do narzekań to nadal jestem chora. Od miesiąca boli mnie gardło na zmianę z plecami i głową. Wczoraj dowiedziałam się też, że mam anemię (po dwóch latach moja koleżanka znowu się pojawiła) i być może problemy z sercem. Gdybym była nieszczęśliwie zakochana, mogłabym powiedzieć, że mam złamane serce, ale tak to już nie wiem czy mogę się z tego naśmiewać.
Jednakowoż przybyłam tu w innym celu. Zrobię to, co robi każdy szanujący się bloger: podsumuję miniony rok. Albo postaram się to zrobić, bo jestem słaba w streszczeniach i podsumowaniach. Niestety chaos w moim umyśle nie pozwala mi na skonkretyzowane swoich myśli. Będzie więc pewnie tak jak zawsze: lekki bałagan zakończony puentą z (uwaga brzydkie słowo) dupy.
Rok 2015 był dziwnym rokiem. Zdobyłam tytuł licencjata, wcześniej napisałam pracę, dostałam piątkę, spędziłam wakacje w domu, wyjechałam do Francji, poznałam trochę ludzi i właściwie to tyle. Brzmi trochę nudnawo i uważam, że w gruncie rzeczy tak trochę jest. Myślę o ludziach, którzy dokonali tego co niemożliwe, o ludziach, którzy ukończyli jakieś egzotyczne wyprawy lub zrobili coś wspaniałego dla innych i dla siebie. Przy tym wypadam blado. Jednak nie można wymagać od wszystkich, że będą niezwykli. Dla mnie ten rok był w pewien sposób ważny i koniec końców bardzo dobry.
Czy ja naprawdę jestem typowym Polakiem-malkontentem? Nawet jak mam dużo to chcę więcej. Nadeszła więc chyba pora, by zacząć wymagać więcej od samej siebie, bo inaczej daleko nie zajadę. Nie powinnam narzekać i właściwie tego nie robię. To tylko jakieś smętne miauczenie, bo jestem za bardzo rozleniwiona. Może gdybym poprawiła swoje podejście do życia, to nagle zauważyłabym jak cudownie i wspaniale bywa moje życie? Prędzej skończyłabym w szpitalu psychiatrycznym niż podjęła się takiego wyzwana. Zmiany ale umiarkowane. W końcu nie jestem jakaś szalona czy coś.
W konsekwencji to, co chciałam napisać, to właśnie to, że ten rok był dobrym rokiem. Pełnym nowych rzeczy aczkolwiek nie żegnam go ze smutkiem. Właściwie żadnego roku nie żegnam z jakimś wielkim sentymentem, bo ważne jest to, co nadejdzie a nie to co było. Pewnie, że może niektóre rzeczy chciałabym zmienić, ale siedzenie i biadulenie nie cofnie mi czasu ani decyzji. Właściwie cieszę się z tego, co mam. Nawet jeżeli często narzekam. Ostatnie lata były dla mnie bardzo ważne i wiele zmieniły, chciałabym tylko by ta passa jakoś się utrzymała. Jestem nawet w stanie porzucić te trywialne, normalne sprawy na rzecz tej stabilizacji. W konsekwencji to byłoby naprawdę cudowne.
Przechodząc do samych postanowień to chciałam powiedzieć, że ich nie robię. Chyba od jakiś czterech albo pięciu lat. Nie ma sensu przyrzekanie sobie, że coś zrobię skoro wiem, że słowa nic nie zmienią. Jak każdy normalny człowiek mam plany na 2016, ale nie wiem, co z tego wyjdzie. I nawet nie mam ochoty ich ujawniać. Właściwie to mam dziwnie obojętne podejście. Aż jestem w szoku. Może znowu w moim życiu zagości przypadek i w jednej sekundzie na coś się zdecyduje, a w kolejnej już to zrobię i będzie pozamiatane. Rok temu nawet przez myśl mi nie przeszło, że zostanę au pair. No dobra, może przez chwilę, ale to było tak odległe i nierealne, że sobie odpuściłam. Po co więc będę tu pieprzyć bzdety skoro za rok może się okazać, że wszystkie moje plany/marzenia/postanowienia poszły na prostytutki?
Jedyne co chciałam tylko postanowić to:
1. Wrzucę na luz
Myślę, że jest mi to potrzebne. Chociaż nie pokładam wielkich nadziei w tym postanowieniu. Mówię to sobie pierwszy raz (bo wydawało mi się, że mam wrzucone na luz od zawsze – cóż, media kłamią) i liczę, że sobie tym mogę. Pewne sprawy trzeba zwyczajnie odpuścić, bo inaczej wrzody żołądka w wieku dwudziestu trzech lat i koniec kariery.
Nie będę powielać błędu wielu ludzi i mruczeć o porzuceniu nałogu (nie żebym była wielkim nałogowcem, ale pewna dawka nikotyny od czasu do czasu jest mi niezbędna i jakoś z tym żyję) ani o dietach ani o poprawie relacji z ludźmi ani o zmianie przyzwyczajeń ani o rozpoczęciu uprawiania sportu. Nie lubię oszukiwać samej siebie. Ważne, że umiem dobrze oszukiwać innych, to mi w zupełności wystarczy.
Cholernie trudno podsumowywać swoje życie. Jestem fanką robienia list, ale oszczędzę sobie tej przyjemności. Kończę 2015 z pewnym sentymentem i być może zadowoleniem, choć nie z dumną ani łzami w oczach. Właściwie uważam samego sylwestra za rzecz niezwykle głupią, ale skoro już jest to cóż, skorzystam z dnia wolnego, bo tak wypada.
Nie wiem, co mogłabym jeszcze wymyśleć. Ani nie mam humoru na rozwijanie swoich myśli ani też na zagłębianie się w swoje życie. Ostatecznie dochodzę do wniosku, że miał być to blog o byciu au pair, a wychodzi na to, że nieustannie walę prywatą. Może poprawię się w przyszłym roku, ale wątpię. Zwyczajnie jestem egocentrykiem, o, pojechałam sobie.
W nowym roku życzę Wam, tym wszystkim, którzy odnajdują motywację, by tu zajrzeć i zapłakać, by ten rok był zwyczajnie nadzwyczajny, bo wszystko inne albo jest nieprawdziwe albo nie ma znaczenia.
Do usłyszenia już z Francji,
M.
Mysle, ze wyjazd do Francji jako au pair to naprawdę cos ;) ponadto wydaje mi się, ze czasem każdy z nad uważa swoje zycie za nudne, choc generalnie wcale takie nie jest. Od nas tylko i wyłącznie zależy interpretacja xd. Co do postanowień noworocznych niestety uwazam podobnie jak Ty. Czekam na wpis z Francji i pozdrawiam :) zapraszam na nowosc do mnie ;)
OdpowiedzUsuń