2015/10/20

un peu maudit


Tak się zbieram i zbieram i wacek z tego wychodzi.

U mnie w porządku.

Wciąż żyję.

Niedawno całkiem jarałam się, że minął miesiąc od mojego przyjazdu tutaj; teraz minie drugi miesiąc i już nie mam się czym jarać. Chyba chciałabym czegoś więcej, ale albo to ja mam zaburzenia percepcji albo zwyczajnie jestem głupią zwierzyną.

Od czasu do czasu zwiedzam miasto i okoliczne miasteczka. Wyłowiłam kilka sympatycznych miejsc, ale los chciał, że baterie w aparacie postanowiły skończyć nasz związek i jestem w trakcie poszukiwania nowych. Zważając na moją organizację, dzień zakupu nadejdzie w dalszej nieokreślonej przyszłości.

Obecnie rozpoczęłam dwutygodniowy urlop. Właściwie powinnam być zadowolona, ale siedzenie z host rodzicami w domu przez większość dnia + spożywanie sam na sam z nimi obiadu nie należy do moich lubionych rozrywek. Oczywiście są fantastycznie uprzejmi (i tak dalej), ale osobiście czuję się niezręcznie. Z chłopakami atmosfera jest luźniejsza a i czasami rzucą jakąś głupotę i człowiek się pośmieje. W niedzielę czułam się jak na stypie.



Poznałam już dziadków. Bardzo sympatyczni. Tak samo w każdym przypadku. Muszę nawet przyznać, że z babcią rozmawiało mi się bardzo dobrze. Chyba jeszcze z żadnym francuzem/francuską nie rozmawiało mi się tak dobrze i naturalnie. Przy okazji zebrałam trochę komplementów i się poczerwieniłam, więc tak, rodzinnie na maksa.

Sobota upłynęła towarzysko. Cały dzień spędziłam z dziadkami, dziećmi, byłą au pair i jej chłopakiem (oczywiście francuzem, bo jakżeby inaczej). Moja rodzina, odpuściwszy sobie nadzieje na nocne wyjście, doznała prawdziwego szoku, gdy oznajmiłam im, że tego wieczora nie spożyję z nimi kolacji. Myślę, że byli w takim szoku, że nie potrafili nawet tego skomentować. Jednak standardowo kazali mi szukać chłopaka. Chyba popadną w rozpacz, kiedy w moim sercu nie pojawi się francuski przystojniak. C'est la vie jak to mawiamy z host mamą. W pewnym momencie staje się to jednak już irytujące. Oczywiście mam doskonały powód do żartów z samej siebie, ale to nie zmienia faktu, że ileż można wysłuchiwać tego samego? A co gdybym była lesbijką? W sumie ciekawe, czy kazaliby mi szukać francuskiej dziewczyny. Dobra, jednak nie będę eksperymentować z hostami. Myślę, że moje dziwactwo nie powinno przekroczyć pewnych granic.



W ostatnim czasie poczyniłam kilka obserwacji, co do obecności au pair w życiu rodziny i rodziny, która potrzebuje takowej opieki. Czasami zastanawiam się, czy nie zostałam wybrana tylko dlatego, że Pani Mama nie miała czasu, żeby przeglądać wszystkie nadesłane CV. Bo nie mam ani doświadczenia, ani specjalnego daru przekonywania, ani nie jestem cudownie uprzejma i otwarta, i czy oni naprawdę szukali takiej mnie? Z drugiej strony wiem, że dzieci są dla nich ważne i nie oddaliby ich w złe ręce, ale jednak gdzieś pomiędzy wszystkim wiem, że był to wybór na gorąco: ok, szybko odpisuje, komunikuje się każdego dnia, mama jest nauczycielką, o, jest Polką, nie mieliśmy nikogo z unii europejskiej i byłam w Polsce kilkanaście razy, no dobra, studiuje, ok, bierzemy! Tak to sobie wyobrażam.

Moi host rodzice są ludźmi wyjątkowo zajętymi. Pani Mama często podróżuje, tata wychodzi do pracy o siódmej i widzi dzieci dopiero o 19:20. Kiedy mama jest w domu, zazwyczaj je jeszcze z chłopakami śniadanie, jednak wraca później od ojca. Nie twierdzę, że są złymi rodzicami, bo moim zdaniem tej roli są fantastyczni, ale niemniej jednak przykro mi czasami, gdy dzieciaki od rana pytają mnie, co z mamą i tatą, albo wrzeszczą, że ciągle ja ich ubieram, a chcą żeby zrobił to w końcu rodzic. W rodzinie takiej jak moja (a podejrzewam, że trochę we Francji ich jest) nie może obejść się bez pomocy. Nie ma szansy, by którykolwiek z rodziców mógł się zaopiekować dzieckiem podczas dnia. Raz jeden z chłopców zachorował, a ja nie mogłam go odebrać ze szkoły i się nim zając, więc Pan Tata przybył na ratunek wraz z 3 kartonami papierów, które musiał skończyć. Przynajmniej tyle, że mógł je tu przytargać. No, mniejsza z tym. Zmierzam do tego, że rozumiem te dzieci; wkurza mnie, gdy krzyczą i są okropne, ale każdego roku poznają nową osobę, zupełnie inną, która spędza z nimi niemal każdy dzień. Z jednej strony całkiem fajnie, nowa kultura, nowa osobowość, nowe możliwości, ale to wciąż ktoś obcy. Nie dziwi mnie już więc, dlaczego traktowały mnie jak intruza i nadal czasami to robią. Na ich miejscu byłabym taka sama albo gorsza (znając mnie).

Potrafię zrozumieć i rodziców i dzieci; robienie kariery nie wyklucza posiadania rodziny. A jeżeli stać ich na au pair, to świetnie, że potrafią jakoś pogodzić swoje ambicje. Dzieci, oprócz tych rzadkich chwil, są normalnymi dziećmi (nie zauważyłam żadnych skrzywień) i obcują z mieszkanką kulturową, co zaowocuje w przyszłości dużym progiem tolerancji i myślę, że też wiedzy. Być może teraz nie, ale za kilka lat odwiedzą kraje, o których opowiadają im ich opiekunki i przypomną sobie te dobre chwile. Chłopaki mnie irytują, czasami naprawdę mam ochotę gdzieś ich zamknąć, ale z drugiej strony trochę mi ich już brakuje. Tylko może czasami mogliby się zwyczajnie słuchać.

Trochę nieogar u góry wyszedł, ale trudno. To co chciałam przekazać to właśnie to, że bycie au pair pozwala spojrzeć na życie rodzinne z innej perspektywy. Obserwuję dwie strony tego procesu i dochodzę do wniosku, że można połączyć karierę i rodzinę (nie żeby ta rodzina nie ucierpiała, ale mimo wszystko dzieciom niczego nie brakuje i za sprawą tych zarabianych całymi dniami pieniędzy mają życie na dobrym poziomie i przy tym rozwijają się na wiele kierunków). Jednak podobno pieniądze nie załatają tych chwil bez rodziców. Chociaż w gruncie rzeczy nie uważam, że tracą bardzo wiele. Wieczory w końcu spędzają na czytaniu książek albo na grach i rozmowach. W sumie, czasami naprawdę podziwiam moich hostów. Dookoła wszyscy mówią o babysittingu i tak dalej, a ja tego nie doświadczyłam. Ostatecznie uważam więc, że host rodzice robią wszystko, żeby nadrabiać stracony czas.

I tak nie wyszło jak chciałam, ale dobra. Pieprzyć moje zamiary.



Pochwalę się jeszcze, że moja host family dała mi prezent urodzinowy, który mnie bardzo ucieszył i za który mogłam stać się posiadaczką cudownych perfum. Szkoda, że nie mam urodzin co miesiąc. Nawet moi rodzice dali mi o wiele większy prezent niż zazwyczaj (wniosek? wyprowadzić się na drugi koniec świata). W ogóle ostatnio przesadziłam z zakupami i chyba muszę zacząć oszczędzać. Nie wiem, jak to zrobić, a bank, który nadal nie przysłał mi karty do bankomatu, wcale mi tego nie ułatwia. Miałam zamiar kupić tylko 2 bluzki, a wyszłam z trzema, spodniami, koszulą, opaskami do włosów, kosmetykami, szminkami i innymi bzdetami. Jak tak dalej pójdzie zostanę bankrutem. Więc apeluję, przyślijcie mi tą pieprzoną kartę!

A, bo zapomniałam napisać. Założyłam konto! Czekałam i czekałam, w sumie bałam się iść do banku, ale w konsekwencji było w porządku. Zrozumiałam pana i pan zrozumiał mnie. Spotkaliśmy się aż dwa razy, bo jakżeby wszystko mogło się skończyć za jednym razem i bez problemów. Francuzi to straszni biurokraci, gorsi niż w Polsce! Żeby otworzyć konto, najzwyklejsze konto! musiałam mieć stertę papierków. Chore. Po prostu chore. A teraz czekam już od tygodnia na kartę, bez której nie mogę wpłacić swoich milionów na konto. A mając je przy sobie, wydaje je w takim tempie, że niedługo stracę to, co odłożyłam na szkołę.

[aktualizacja: kartę mam. musiałam się pofatygować do banku ;< jednak wciąż czekam na kod]

Bieda z nędzą. Kiedyś przeczytałam, że au pair to tak naprawdę au poor. I teraz nie mogę się nie zgodzić. Au pair to biedna mysz i tyle. Chociaż w sumie to, że narzekam to grzech. Inni mają gorzej.
Tym pozytywnym akcentem zakończę swoją wypowiedź. Chciałabym mieć większą inspirację do pisania, ale tak się składa, że nic mnie nie inspiruje ostatnio. Nawet spać w nocy już nie mogę. Tak właśnie zaczynam urlop. Pełna energii i oby tak dalej <ironia off>.


na koniec dodam pioseneczkę:
voila!


Do usłyszenia,

M. 

1 komentarz:

  1. Faktycznie dosc chaotycznie napisałas co myślisz o modelu tej rodziny, szczegolnie ze sie powtarzałas, ale mysle, ze do przemysleń doszlas bardzo trafnych; czesto zaskakuje mnie, jak wiele moze byc sposobów patrzenia na tę samą kwestię i ze to, iż sie różnią, to nic złego tak na dobra sprawę :) i dzieci maja swoje racje, i rodzice, ale tak naprawdę to mimo tych problemow pt.niespedzanie razem całych dni, to i tak jest naprawdę radosna rodzina. a to z tym francuskim chłopakiem to wlasciwie całkiem słodkie ;)

    OdpowiedzUsuń