Jestem padnięta. A skoro to blog
o moim francuskim życiu to powiem tak: je suis complètement crevée! Po pierwsze
jestem przeziębiona dzięki mojemu podopiecznemu, a po drugie przeżyłam jeden z
tych męczących, pełnych ludzi dni.
Dla nikogo nie powinno być
zagadką, że jestem encyklopedycznym przykładem introwertyka. Pójście na takie
spotkanie kosztowało mnie więcej niż ktokolwiek jest w stanie wyobrazić.
Właściwie zrobiłam to z ciekawości i chęci spróbowania czegoś innego. Ileż
można siedzieć z rodziną w domu? Ponadto jeżeli teraz nikogo nie poznam, to
szanse, że to się stanie są niewielkie, więc pokonałam bariery i poszłam. Z
gorączką, bólem głowy i gardła.
Jak zniknęłam z domu o 11 tak
wróciłam o 19, więc myślę, że nie poszło mi tak źle. Spędziłam sympatycznie
dzień w gronie Amerykanów i w pewnym momencie zostałam wzięta za Amerykankę, co
szybko zdementowałam. Ogólnie amerykanie są sympatyczni. W sumie nie jestem w
stanie nic więcej o nich powiedzieć, ale było fajnie. W międzyczasie zdarzyło
mi się porozmawiać z Wietnamką, Chinką, Francuzem i chyba Hiszpanką Po dwóch
godzinach spędzonych w szkole pięcioosobową grupą wyruszyliśmy w miasto! W
sumie to było dziwnie. Wszyscy jakby zmęczeni, jakby nieśmiali i tylko A. jakoś
wybijała się z szeregu, więc obeszliśmy kilka sklepów. Z kolei z B. mamy jechać
kiedyś do La Rochelle! Liczę, że ten dzień kiedyś nadejdzie. I wprawdzie to
pierwszy dzień. Pewne rzeczy trzeba dotrzeć. Trzeba się lepiej poznać i być
może będzie fantastycznie. Osobiście nie podchodzę do tego z wielkim
entuzjazmem. Znajomości to znajomości. Dzisiaj są jutro nie ma, ale fakt faktem
będziemy chodzić do jednej szkoły, więc siłą rzeczy się to utrzyma. Jednak na
jaką skalę to zobaczymy. Ważne, że host mama jest zadowolona z zawartych przeze
mnie znajomości, co za radość!
Z założenia jutro znowu mamy się
spotkać. I tak siedzę i myślę, że z jednej strony byłoby to bardzo przyjemne,
ale z drugiej mam tyle nauki! Nie ma się z czego śmiać. Mam pracę domową,
jakieś 3 kserówki słówek i na dodatek test z tego! Nie myślałam, że w szkołach
językowych są sprawdziany, ale... nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.
W sumie to gdyby nikt mnie nie zmuszał to nic by z tego nie było. Ogólnie rzecz
ujmując zapowiada się ciekawy rok, a to dopiero trzeci tydzień!
Co do samego języka. Jestem na
siebie wściekła. Czasami mam ochotę walnąć głową w ścianę. Albo kupić paczkę
papierosów i się porzygać od wypalenia wszystkiego. Irytuje mnie to, że kiedy
kogoś słucham, kiedy czytam, piszę czy robię cokolwiek innego to wszystko
wydaje się proste a gdy mam mówić to tracę język i przy okazji rozum. A w
momencie gdy mam gorszy dzień to odnoszę wrażenie, że gadam jak jakaś potłuczona.
Przecież ja to umiem! Wiem, że to
dopiero trzeci tydzień i wiem, że to się dopiero zaczyna, ale ja chyba nie
umiem czekać i wymagam od siebie zbyt wiele. Powinnam się cieszyć, że wyszłam
do ludzi. To naprawdę wiele. Niemniej jednak chciałabym ciągle więcej i ciągle
lepiej. Nawet jeżeli wiem, że nie od razu Rzym zbudowano to i tak jestem jakaś
sfrustrowana.
(w sumie to odkąd zobaczyłam zdjęcie Meridy to stwierdziłam, że chcę być jak ona. niestety nie wyszło. włosy kręcą się od dupy strony, są krótkie i ufarbowane na blond. tyle mi z tego wyszło. może chociaż nauczę się z łuku strzelac)
W ogóle ostatnio jakaś
poirytowana chodzę i przy okazji wydaje mi się, że wszyscy na mnie krzywo
patrzą. A gorączka i ogólne osłabienie tylko to utrudniają. Jak żyć, pytam?
To właściwie tyle na ten moment.
Do szybkiego napisana,
M.
Przeziebieni ludzie ogolnie sa dosc przemęczeni i w niezbyt dobrym humorze, więc co nalezy zrobic-przeczekać/wyzdrowieć xD xD ale i tak mysle, ze dobrze zrobiłas, ze poszłas na to spotkanie po mieście, pierwsze czesto jest takie troche sztywne, pozniej o wiele,wiele lepiej. A co do jezyka,to najlepiej jechać do kraju z native, ja tez tak mam, ze wtedy najbardziej się denerwuję przed mówieniem, nawet jak juz podobnie jak Ty rozumiem, co pisza/mowia, ale nie ma lepszego sposobu,zeby w koncunzaczac mowić, jak za granica. Pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńMiałam Ci tutaj coś napisać już dawno temu, ale jak to ja zanim się zbiorę do czegoś, musi upłynąc nieco czasu xd W każdym razie cieszę się, że powoli odnajdujesz się w tamtej nowej rzeczywistości. Wygląda na to, że chłopcy cię polubili, a to chyba najistotniejsze. Może i hości są czasem nadgorliwi, no ale zawsze lepiej w tę stronę niż w drugą (tak myślę :P). Poza tym chcą jak najlepiej :D Fajnie, że wybrałaś się na to spotkanko. W sumie zawsze raźniej jak masz kilka osób, z którymi nieco bliżej się zadajesz. Zwłaszcza jeśli ląduje się w zupełnie obcym miejscu. Trzymaj się <3 I powodzenia z pracami domowymi, testami i generalnie całą tą szkolną rzeczywistością :D I oczywiście zdrowiej :D
OdpowiedzUsuń